49

Abgesehen von der Teilnahme an einer Wanderausstellung ... · Rocznikowi ‚53 jestem najlepszym kumplem facetów rocznik ‚53 (ponoć dobry dla wina i ludzi) Wypiłam już z nimi

  • Upload
    hakhanh

  • View
    220

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Copyright Mauga Houba-Hausherr, 2009

Atelier am Dyk, Grönkesdyk 9, 47803 Krefeld Atelier im Künstlerhaus im Weidenweg 10, 47059 Duisburg

Fon/ Fax 02151/ 65 34 38Mail [email protected] www.mauga.deBlog mauga.wordpress.comBildergalerie picasaweb.google.de/MaugaHausherr

Abgesehen von der Teilnahme an einer Wanderausstellung mehrerer junger schlesischer KünstlerInnen Anfang der neunziger Jahre fand meine erste Aus-stellung auf polnischem Boden kurz nach Ostern 2009 im „Dom Kultury“ der schlesischen Kreisstadt Ozimek statt.

Nachdem das Projekt im Herbst des vorangegangenen Jahres von Herrn Bür-germeister Jan Labus angeregt worden war, nahm es in der Folgezeit in enger Zusammenarbeit mit Frau Direktion Helena Gruszka sowie deren Mitarbeiterin Justyna Wajys konzeptionell sehr schnell Gestalt an.

Nichts lag schließlich näher, als in den Mttelpunkt der Ausstellung jene Arbei-ten zu stellen, die im Zusammenhang mit einer schon zuvor länger währenden kreativen Zusammenarbeit mit der in Kattowitz lebenden Lyrikerin Ewa Parma standen. Sei es, dass ihre Texte von meinen Bildern inspiriert waren, sei es, dass ich mich von ihren Gedichten leiten ließ - alle Arbeiten stellen gleichsam eine Manifestation dessen dar, was mir persönlich und beruflich besonders wichtig ist: die Verbindung meiner beiden Heimatländer Polen und Deutsch-land.

Der Titel der Ausstellung: “Okna”, zu Deutsch “Fenster”, erweist sich daher in verschiedener Hinsicht als treffend. Fenster geben den Blick frei und so funk-tionieren auch Bilder und Texte. Indem sie das zeigen, was der Künstler sieht, ebenso aber auch das, was ihn innerlich dazu bewegt, bilden sie Innen und Außen gleichermaßen ab. Durchs Fenster zu schauen, hat im konkreten Fall aber auch bedeutet, die eigene Begrenztheit des Genres zu durchbrechen und die Zusammenarbeit mit einer anderen Kunstform zu wagen.

Dieser Katalog stellt alle Texte und Gemälde vor, die in der Ausstellung in Ozimek zu sehen waren.

Okna

^

U nas styczeń, Mauga, pora mrozówi brudnego śniegu na chodnikachOmy na Załężu piorą firankii pucują okna, bo ksiądz chodzi po kolędzie;potem wykładają parapet poduszkamii zasiadają w nich jak w stróżówkachOkna muszą być czyste,choć sadza gęstsza niż śniegSąsiedzi muszą przejść o tej samej porzena szychtę i z powrotemPomimo tąpnięć i wybuchów metanutalerz zupy musi stać na stole,a jeśli chodnik i świat się zawalitrzeba wziąć ścierkę i wiadro i jeszcze raz umyć okna

10.01.2009.

Okna II„- Kaj jo je?- Jest pan w Polsce.”(z filmu Kazimierza Kutza „Sól ziemi czarnej”)

To nie są oknatylko dziury w niebiez widokiem na rajskie łąkitakie jak ta za hałdąz której znoszono ujka Gabrielarannego w drugim powstaniuprosto w pulchne białe ramionaniemieckiej sanitariuszkiktóra potem została jego żonąi solą tej ziemijak one – sąsiadki z Szopienicco zawsze na straży stać będąw swoich oknach

29.04.2009.

Kawa w DelftDla Elżbiety

... i pojedziemy na kawę do Delftwczesnym rankiem, gdy nieboma czyste kolory z płócien Mistrza Jana,a jego kobiety hałasują wiadramii otwierają zakurzone, witrażowe okna.Będziemy pić kawę z widokiem na przystań,odstawiać z lekkim drżeniem kruchą porcelanęw błękitne ptaki sprzed trzech wieków,aż cień odejdzie spod kamieniczeki tylko koty będą wygrzewać się na brukuod czasu do czasu zerkając z niepokojemw miejsce, w którym nic nie mapoza przelotnym błyskiem słońca,jakby odbitym w kolczyku z perłą... 17.01.2006.

Rocznikowi ‚53

jestem najlepszym kumplem facetówrocznik ‚53 (ponoć dobry dla wina i ludzi)Wypiłam już z nimi morze wódkipoużalaliśmy się nad swoimi żonamii szalejącą na skroniach łysinąpotem poszliśmy razem na panienkia rano leczyliśmy kaca i zbyt dobrą pamięćnastępną porcją wódkiByło nam trochę gorzko nie wiedzieć czemui nikomu nie przyszło do głowyby zwyczajnie się w sobie zakochać

1989

Rocznikowi ‚53 II

Rocznik jak roczniknaznaczony lekkim autyzmema la Piotruś Pannieobojętny na bodźce estetycznew sztuce i w naturzedegustujący smak życiaw portowych spelunkach,obdarzony niewielkąinteligencją emocjonalnąi czasem nie odróżniającyErosa od Thanatosa- że przetrwał, nie sobie zawdzięczalecz hojności kobietjak przystało na prezent przechodni

29.04.2009.

Kobieta zaklęta w kamień

Półnaga kobieta w białej tunicesiedzi zaklęta w kamień na dworcowej ławce,wpatrzona w pierścień z malachitemignoruje łoskot wagonów.Mężczyzna, na którego czekazjawi się za pięćset latlub być może wysiadł jużtysiąc lat temu. Nieważne.Umawiała się na 13.20przed naszą erą lub poi tylko jej przyjaciel,genialny autysta,potrafiłby określić,w jakim dniu to przypadnie.Ale jego tu nie ma. Onajest sama i czekajak niedokończona rzeźbaszalonej Camille Claudelz podpisem: August Rodin.Mija kolejne tysiąc lat jej życiaz dala od ognisk, dziecii ołtarzy patriarchatu.Jej mężczyzna, ci ludziei dworzec to fatamorganaznikająca w zetknięciu z rzeczywistością:prawdziwe jest tylko czekaniezaklęte w kamień,samotne i okrutnejak miłość.

She-cat

Ona jest kotemnie ma wątpliwościzobacz jak się łasido twojego swetrasypie iskrami z wąsikówmruczy orientalniew triumfalny łuk wyginawciąż pieszczot niesytaOna jest kotemna pewnosam zaglądałeś w jej oczycętkowane rozkosząsam czułeś jej pazurysam widziałeśspod pół przymkniętych powiekjak miękko wysuwa sięprzez szparę w drzwiachi odchodzi własną drogą

Park... nie ma rajów innych niż raj utracony (J.L.Borgez)

Głogi i jarzębinyzarastały park wokół dworuNikt do niego nie bronił dostępuSłońce migotało wśród drzeww złotorudych czuprynach,trzaskały gałęzie - leszczynaszła na łup,strzały śmigały w niebo,proce namierzały się nawzajemsypiąc głogowym grademJesienią zapomniane koralena gałęziach karmiły wrony i sójki... a jeden potrójny sznurjarzębinowych koralico roku składano w opuszczonej wiewiórczej dziupli- dopóki czyjaś niecierpliwa dłońnie zerwała przetartej już nitkikalecząc skórę i znacząc żółknąceliście rudymi plamkami... Potem bramy parku zamknięto na głucho i otoczono go murem -jarzębiny poszły pod topór,ptaki same uciekłyNikt nie wie, co dzieje się w środkui kiedy będzie można tam wrócić

31.03.2006.

Park IIJanuszkowi S.

Stara hipiska wędruje przez parkcystersów w HenrykowieSłońce odbija się w jej długich włosachbiałych jak masa perłowaNa karku siódmy krzyżyki wciąż koralikiSiada przy Altanie Opatabo to łąka która najbardziejprzypomina jej Woodstock,przy niej ośliczka jak taprzed bramą Jerusalem,gdzie hipisi, poeci i wszyscyprzyszli święci śpiewaliz jankeskim akcentem„Ho-sannah, hey-sannah”Hipiska mruży oczy w słońculiczy ile lat teraz miałaby „Perła”,w uszach wciąż brzmią jej„Mamas and Papas”i choć wnuki z San Francisconie mają pojęcia o czym mówiona uparcie wpina kwiaty we włosyi idzie po trawie tak,by nie zgnieść ani źdźbła

2.05.2009.

Autoportret w kolorze sepii

Bardzo smutna dziewczynkamadonna lęku pełnasiedzi z dłońmi złożonymigrzecznie na śląskiej spódnicyz twarzą jak biały kwiatwyrastającą spośród koronek i haftówKiedy błyśnie flesz starego aparatui jej narzeczony w pruskim mundurzewynurzy się z uśmiechemzza pleców fotografabędzie mogła spokojnieobetrzeć rąbkiem chustyłzy, którym nie wolno spłynąćJest sierpień, 1914 -przed nią noc i czuwaniedługie jak życie

3.10.1994.

Autoportret w kolorze sepii II

To jeszcze nic nie znaczyże włosy mają ten sam odcieńi słyszę jej ton głosu, gdy mówięDuży nos krąży w całej rodziniejak i tendencje do tyciaDożyję późnej starościpod tym samym kasztanemi z wiekiem coraz bardziejpolubię ogrodnictwoWnuki nie będą chciały słuchaćo minionej epocewięc utonę w gazetach i książkachz coraz słabszym wzrokiemi, na szczęście, pamięciąŻadnych chustek na głowie,zawsze brąz w odcieniu kasztanai choćby świat się waliłten szybki ruch, którym trzebakoniecznie nałożyć szminkętuż przed wyjściem

2.05.2009.

Lekcja języka obcego

Urodziłam się na ziemipieronów i tyskiego piwamoin pierwszym językiemwcale nie był językino tak zwany slangpodsłuchany u kum w familokachDzięki Gutenbergowi jednaki telewizorowi marki „Belweder“opanowałam język mównic i bibliotek- reszty dokonała ulicaUsiłując pozbyć się resztekhistorycznej koniecznościw postaci szczątkowej niemczyznyuznałam koniecznośc historii współczesnejco omal nie skończyło sięlekturą „Idioty“ w oryginaleale zaraz potem odkryłam Beatlesówi gdyby nie zabito Lennonado tej pory wierzyłabym w wyższośćangielskiego nad martwą lacinąz której pamiętam głównieróżne przysłowia o winieBył jeszcze po drodze francuski- ou la la wychodziło najlepiej -z greki już tylko alfabet by wiedziećkto alfą jest kto omegąLiznąwszy tylu języków wybrałam własnynie zawsze trzymany za zębamia rozejrzawszy się wokółpostanowiłam także zostać ekspertemod rzeczy na których się nie znami wybrać skoro już nie pierwszyto przynajmniej drugi od czasów wieży Babelnajstarszy zawód świata:nauczyciela języków spośrod którychi tak najbardziej obcym jest tenw którym mówimy sobie dzień dobry

1988

Lekcja języka obcego II

Zgoda – najpierw były kurtyzany,ale zaraz potem zbudowano wieżę Babelwięc kolejnym najstarszym zawodemjest nauczyciel językówi tak już będzie zawsze;im więcej traktatów i uścisków,tym więcej pracy dla nas,tłumaczy nieporozumień,lokajów spraw godziwych albo nie,przekazujących dobrotliwe słowadoktora Mengele więźniarkom w Auschwitz,płomienne kazania doktora Kingaprzyjaciołom z Placu Czerwonego,a także niezobowiązujące rozmówkiw Wersalu, Jałcie i BrukseliTak, nie braknie pracy dla nas,bezstronnych świadkówparu symultanicznych katastrofnie z naszej winy przecież,dlaczego więc nasi bracia tkwiązamienieni na wieczność w niemeposągi z Wyspy Wielkanocnej?

29.04.2009.

Łowienie ryb nocą

Całował tajemnicę w same ustai wcale nie chciałby opowiedziała mu więcej o sobiewięc całował ją coraz namiętniejjakby chciał dotrzeć na dno jezioraw którym dawno temu zatonąłmiecz króla Arturai nie widział że ona także toniecoraz głębiej w sobie,w nocy i w nimi było to jak nocny połów rybw jeziorze, którym możnadopłynąć do Avalon

Podgórzyn, 26.10.1994.

Kubek

Kiedy Bóg nie wie co zrobić ze sobąschodzi po karkonoskich ostańcachdo przepastnego ogrodu wśrod bukówi świerków, zasiada w kąciku przy pniu,na którym zawsze stoi dla Niego kubekz wodą źródlano-deszczową,pije i płacze na przemianjak marynarz w tawernieklnie na cały świat i wygraża niebu,a gdy odchodzi - o niebo lżejszy -kubek jest pełen Jego łezStoi tam ilekroć przechodzęścieżką na Brzozowe Wzgórzegdzie mięta poziomki muchomoryi roje motyli nad głowąsielsko zapełniają mi przestrzeńw której kiedyś było miejscena duszę i własne pejzażeWstrzymuję wtedy oddechz nadzieją że wreszcieGo tam przyłapię i nie puszczęaż mi pobłogosławii za każdym razem dostrzegam z ulgątylko ten sam stary kubek

Sadyba, Bukowy Gaj 1992

Miejsce bez właściwościMieszkam w miejscugdzie nic się nie może wydarzyćWielkie wojny obchodzą je bokiempowstania ledwo muskająnikt tu nie słyszał o zrywachstrajkach i podziemiuinnym niż to na „grubie“Z ulgą oglądamy na ekranachtsunami i kolejne erupcje wulkanówBóg z gorejącego krzakanie trafił tu nigdy -jest za to kościółz lokalnym świętymi pomnikami ku czciniedużych bohaterówpoległych w zapomnianych sprawachz przeszłości oraz małyprzytulny cmentarzgdzie dalej śpią urodzeni tu ludzieco pomarli wśród swoich bliskichGłos trąb Sądu Ostatecznegomoże tu wcale nie dojść- kto by tam zresztą tak naprawdęwierzył w przypowieści z tejgrubej księgi przy ołtarzu,przed którym zwyczajowotłoczymy się co niedzielaNie ma tu rozwodów ani romansówtylko spokojne weselaz porządnym chłopakiemz sąsiedztwa - dziecinieślubnych braka wielkie namiętnościzstępują tutaj tylkow porze serialiSąsiedzi hodują kuryi pozdrawiają się przez płotco rano.... a te pomruki spod ziemito tylko odstrzały węglaw pobliskiej kopalni -bo przecież nie gniewnechrząknięcia Pana Boga?...

14.12.2005.

Miejsce bez właściwości

Nikt nie wie gdzie to jestgubią się kurierzy i goście z dalekakrążą wokół szukają marudząTu jest zewsząd bardzo dalekoi nie znajdzie nas ten, kto szukachyba, że zabłądziNajlepiej więc nie trzymać sięprostej drogi, prostych zasadi zdrowego rozumuwłaściwie lepiej nie przyjeżdżaćlub jak najszybciej stąd uciec –ostatecznie każdy sam musi stracić złudzenieże życie jest gdzie indziej

29.04.2009.

Oda do własnego kolanaczyli Kocham powroty!

Pamiętam moje kolanoz dzieciństwamale zgrabne z pieprzykiemwiecznie miałam je przed oczamichowając się w trawiekucając na nocnikuprzyklękając w kościeledotykając delikatnieschnących zadrapańPotem zaczęłoginąć mi z oczuaż całkiem zniknęłohen dalekopod fruwającymi falbankamispódnic koronek pończoszekpod wytartymi dżinsamiaż wreszcie ujrzałam je na nowogdy czyjaś czuła rękaodkryła je przede mnąNa środku nadal tkwiłpieprzyk a więcto na pewno byłam ja- i tak samo pachniały trawy...

Oda do własnego kolanaczyli Kocham powroty! IIczyli Traktat o pieprzykach

Może i jest tam nadalnie wiemnie będę sprawdzaćbo znów się rozsypiew dziesiątki jak piegiPana Kleksana moim dzieckuPieprzyki w takich miejscachzostawia się na ucztędla smakoszyalbo na pamiątkępo pierwszej i drugiej miłościa teraz gdy tak zostałchytrze wykorzystanyto już naprawdę nieważne…

2.05.2009.

Pająk

Panewniki, łagodna jesieńtuż przed Świętem Zmarłych,tą perfekcyjną atrapąszykowaną od tygodni w marketachWędrujemy przez liście, promyki i podmuchyod jednej Stacji do drugiej,wpadamy w pajęcze siecirozciągnięte w konarach i krzyżachChrystus naznaczony sprayemna czole i stopach właśnie upadł(„Co mu jest, mamo?“„To tylko grafitti, synku.“)Dwaj bezdomni forsują krzakize złomem na plecach,uginają się pod swoją zdobyczą(„Zaczekaj, Szymek”- mamrocze mniejszy),przystają spoceni - wymijam ich bez słowa,choć mam szal wielki jak chusta... i dochodzimy do grotyz figurą Matki Boga w małej niszyZ daleka widać plecy młodego mnicha,brązowy habit wyrasta naglejak jeszcze jedno drzewoprzed świętym posągiemMijamy go na palcach,patrzymy figurze w twarz,rozglądamy się wokół- odwracam się od niechcenia,by zobaczyć (po co? czego w niej szukam?)twarz mnicha, ale widzę już tylkomalejące w oddali plecy,a przed sobą zwykłą gipsową figurkęOn już tu był przed chwiląpomiędzy drzewami i mnichem,grafitti i złomem, figurką i namirozciągnął swoją wielką sieć,którą przeoczyliśmywypatrując cudu

2.02.2007.

Pająk

Arachne tka bez końcalubi tę robotęi jeśli bogowie myśląże zrobili jej na złośćzamieniając w pająkato grubo się mylą –ona chce tkaća zna się na tymjak mało ktoNie narzeka na płaceani warunki pracypo prostu robi swojenajlepiej jak umiebo tak ją wychowanoJest przecież kobietąjej strajki nie przyjdą do głowybo dzieciska pomarzłyby z zimnaa mąż z domu wyrzuciłArachne stoi przed krosnamii przez myśl jej nawet nie przejdzieże ramiona przy nich rozkładajak na krzyżu

29.04.2009.

Stygmat

Z pokorą słucham własnych słówo samotności, cierpieniu i bólupisanych w zaciszu swego pokojunad kawą i ciepłym ciastem,z widokiem na drzewa otulone śniegiem.Z braku mocnych wrażeńszukałam ich w sobie -a wielka jest moc wyobraźni,co z niczego tworzy stygmaty.Teraz uczą mnie tego chłopcyz tamtego brzegu wolności,z życiorysami, które są lekturąobowiązkową policjantów,sędziów i psychologów -moje słowa to ich słowa.Moja samotnośc w raperskich spodniach.Mój ból istnienia w cuchnącej melinie.Moje gardło ściskane przez ręce w tatuażach -dziewczynko, co ty wiesz o życiu?Bramy, w których spędzamy całe dniemijasz szybkim krokiem,byle zdążyć do domu przed nocą.Ból i samotnośc zostaw takim jak my,którzy znają się na tym od dnia urodzin.Prawdziwym ekspertom, rzec można.Chcesz coś dodać na soją obronę?Że każda samotnośc tak samo boli,nieważne - w pokoju czy w celi?I że być może cały światto jakiś cholerny poprawczakbez prawa wyjścia,bo Wielki Klawisz gdzieś zniknąłi zapodział klucze?...I jeszcze nie zapomnij o ostatnich,co będą kiedyś pierwszymi -bo wtedy właśnie nasze tatuażezaczną broczyć krwiąjak stygmaty świętychi przez brudne bramy podwórekciemnych jak studniewejdziemy w Całą Jaskrawość Poranka... Dla chłopaków z poprawczaka w Jaworzu

Stygmat

To nie boli, naprawdętylko prać wtedy nie mogęi ciasta zagniataćGdybym wiedziała co to jestwzięłabym jakieś tabletki,a tak zakładam po prostudługie rękawy i spódniceNie wiem, czemu mnie to spotykaWiem tylko, że nie nadaję sięna świętą, choć nie odrzucamdatków dobrych ludzi –roboty dać mi nie chcą,a żyć trzebaMężczyźni patrzą na mnie jak na jakąś ikonę, a ja teżchciałabym mieć córeczkęSzyłabym jej sukienki,plotła warkoczykii szorowała codziennie ręce,żeby nigdy przenigdynie dostała tego co ja

2.05.2009.